środa, 16 stycznia 2013

15.01 dzień małych/wielkich przyjemności...


Dzisiejszy dzień wyglądał zupełnie inaczej niż powinien wyglądać... Pojawiły się pierwsze większe odstępstwa od diety, ale niczego nie żałuję, bo przynajmniej zaobserwowałam ciekawe zmiany w swoim zachowaniu. Ale od początku :)

Na śniadanie kolorowe kanapeczki... Hmm wszystko byłoby ok gdyby nie te bułki :( Dlaczego? Wybrałam bułki z ziarnami, niestety wyczułam w nich kminek i jeszcze inne cosie, które nie przypadły mi do gustu. Jednak zjadłam wmawiając sobie, że to dla zdrowia :D Ale więcej ich nie kupię, następnym razem wezmę zwykłe razowe, albo upiekę sama :) Mam to w planie od dawna, muszę tylko znaleźć jakiś dobry przepis.
Zresztą swój pierwszy chleb mam już za sobą i strasznie mi się spodobało tego typu pichcenie w kuchni :)


Na drugie śniadanie podobna bułka, bo spieszyłam się rano i zrobiłam hurtowo :D

A później to już się podziało... Obiad absolutnie niedietetyczny: kebab z kurczaka + frytki z piekarnika i sałatka. Jak wrażenia po dłuuuugiej przerwie? Właściwie jestem z siebie dumna, bo zjadłam ze smakiem, ale małą porcję (a nie dużą jak wcześniej) i nie dość, że byłam najedzona, nawet trochę zostawiłam, to jeszcze zaspokoiłam swoją ochotę na fastfoody na długi czas. 

A jak tam podwieczorek? Heh jak to powiedział mój chłopak, jak już świętować to na całego i zjadłam to:


Nie pisałam o tym wcześniej, ale być może to dobre miejsce i czas... Od kilkunastu dni miałam okropną ochotę na jakieś ciastka albo czekoladę. W sumie aż sama się sobie dziwiłam, bo nigdy nie czułam się uzależniona od słodyczy, ale jak się temu przyjrzałam to faktycznie dość sporo ich było wcześniej w moim codziennym odżywianiu (3-4 razy w tygodniu minimum). Jednak od pewnego czasu, jeszcze zanim zaczęłam dietę starałam się pilnować, żeby porcje tych słodyczy były jak najmniejsze, więc pojawiały się często, ale w potaci kilku ciastek lub kilku kostek czekolady, a nie kilkunastu jak kiedyś.

Mam nadzieję, że nikogo to nie śmieszy, ale jestem z siebie dumna, bo nie sądziłam, że znajdę w sobie tyle samozaparcia i sama z siebie będę w stanie tak się pilnować.

Kolację tego dnia chciałam już pominąć, ale ostatecznie zjadłam jabłko, żeby jakoś załagodzić wcześniejsze wybryki ;)


Takiego dnia chyba było mi trzeba, wyciągnęłam pewne wnioski i wstąpnie zaplanowałam swój przyszły jadłospis. Po zakończeniu diety zamierzam nadal odżywiać się najzdrowiej jak potrafię, jeść posiłki w takiej samej ilości i częstotliwości, bo świetnie czuję się w takim rytmie. Jeśli pojawi się ochota na fastfoody to będą, ale w postaci dziecięcych zestawów i to maksymalnie 2x w miesiącu. Ze słodyczami podobnie - wyobrażam sobie taki jeden dzień w tygodniu (np. sobotę) z pysznym deserem na podwieczorek, najlepiej własnej roboty, żeby było wiadomo co jest w środku ;)

Taki jest plan :) Jak będzie? Zobaczymy... Ja jestem dobrej myśli :)


Pozdrawiam cieplutko,
Agusiak

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz