sobota, 5 stycznia 2013

3.


Ten wpis będzie bardzo krótki, bo o wczorajszym dniu chcę zapomnieć i to jak najszybciej.
Ale od początku... Śniadanko:


Na drugie śniadanie grejpfrut. Dawniej jadłam go sporadycznie, tylko u babci, bo jest cukrzykiem i często jadła grajpfruty. Są gorzkie, więc dzieci raczej za nimi nie przepadają... Dlatego babcia kroiła na pół, posypywała cukrem a ja wyjadałam łyżeczką :) Dziś przyzwyczaiłam się do tego smaku i zaczynam go nawet lubić :) 


Obiad? No właśnie... Obiad :(
Zostało mi trochę farszu z krokietów, a mój chłopak od dawna prosił mnie, żebym zrobiła pierogi z kaspustą i grzybami... Po ostatniej udanej przygodzie z uszkami postanowiłam skorzystać z przepisu na dietetyczne pierogi z tego samego bloga... KLIK

Zazwyczaj czytam najpierw komentarze, a wczoraj jak na złość pominęłam ten krok... Później przeczytałam, że nie wszystkim się udało...

Wiedziałam, że ciasto będzie twarde, ale że aż tak?! Nie miałam siły go wyrobić, nie mówię już o wałkowaniu... Z tego kawałka miało mi wyjść 25 pierogów? Ojejku! Chyba, że wałkowałabym do wieczora :D
Jedyny plus tej sytuacji to to, że kawałek ciasta, który udało mi się rozwałkować przypomina mi kształt gitary :D


Ale i tak było za grube i za twarde na pierogi, więc się zesłościłam i wywaliłam to. Być może jestem zbyt porywcza i mało cierpliwa... Czasem jest tak, że jak się uprę to próbuję dokończyć choćby nie wiem co. A wczoraj byłam już taka wściekła i głodna, że się poddałam. Na szczęście to tylko trochę mąki i wody, więc nie było mi żal.

Ale jak miały być pierogi i narobiłam już nawet sobie takiej wielkiej ochoty na nie, to nie mogłam odpuścić :D Sięgnęłam po sprawdzony przepis KLIK

Zazwyczaj idzie gładko, ale wczoraj byłam już wykończona tym poprzednim ciastem i nie miałam siły :( Ostatnio w ogóle zauważyłam, że jestem strasznie słaba... Nigdy nie miałam problemu z noszeniem zakupów, nawet tych cięższych, a ostatnimi czasy ręce mi szybko drętwieją, męczą się i mam problem, żeby donieść ok. 3kg w jednej ręce z marketu, który jest zaledwie 10min. od domu :(

Jednak jakimś cudem udało mi się uporać z tym ciastem i zrobiłam te pierogi :) Ale były dobre po takich męczarniach! :D :D


Tylko jak je posklejałam i już miałam gotować (zaczęłam przed trzecią a skończyłam po cztwartej ;/ ), zadzwonił mój chłopak żebym jednak poczekała na niego...
Tak jak mówiłam, byłam wściekła, głodna i miałam ochotę zjeść wszystkie słodycze jakie znajdę z tej złości! Ale na szczęście jakoś udało mi się tego uniknąć :) wypiłam szklankę wody, włączyłam ćwiczenia Ewy i po tym treningu trochę mi przeszło :)


Zjadłam trochę gorzkiej czekolady w ramach podwieczorku, wzięłam prysznic i zrobiłam sobie maskę na włosy z siemienia lnianego. Był to mój drugi raz, korzystałam z tego przepisu KLIK .
Za pierwszym razem było genialnie! Dlatego spróbowałam znowu... Niestety wczoraj pokusiło mnie, żeby dodać łyżkę miodu, bo wyczytałam na innych blogach, że wtedy maseczka działa jeszcze lepiej. Niestety w moim przypadku tak się nie stało, włosy nie są aż tak miękkie jak poprzednim razem, a na dodatek ten miód chyba źle wypłukałam (albo nie powinnam nakładać tej maseczki u nasady włosów?). W każdym razie miód sobie podaruję następnym razem.
A z ziarenek, które mi zostały zrobiłam maseczkę na twarz, o taką:


Bałam się, że wszystko mi spadnie, ale dobrze się trzymało, choć nie wygląda :)
Przy zmywaniu wydawało mi się, że rewelacji nie ma, ale po osuszeniu twarzy ręcznikiem i odczekaniu chwili, twarz była bardzo miękka i gładka :) Absolutnie nie ściągnięta. Jednak nie ma co wystawiać opinii na hop siup, więc schowałam do lodówki resztę ziarenek i zobaczymy jak się spisze następnym razem :)

No, to już koniec! Miało być krótko, a było baaaardzo długo. Ale się wyżaliłam i już mi lżej :D Mam tylko nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie bardziej przyjemny :)


Pozdrawiam cieplutko,
Agusiak








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz